Czytelnicze podsumowanie 2014

źródło
Oto jest! Podsumowanie 2014 roku. I mogę skakać do góry z radości, aż pod sam sufit - bo udało się! 52 tygodnie i 52  książki :)
Oby kolejny rok był równie owocny w literackie doznania jak ten. Życzę Wam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku i wielu, wielu chwil spędzonych na lekturze.






Moja lista 2014:

1. „36 tydzień” - Sofie Sarenbrant
2. „Alice's in Wonderland” - Lewis Carroll
3. „A Little Princess” - Frances Hodgson Burnett
4. „Anioły jedzą trzy razy dziennie” - Grażyna Jagielska
5. „Automaniaczka” - Martyna Wojciechowska
6. „Autoportret reportera” - Ryszard Kapuściński
7. „Azazel” - Borys Akunin
8. „Chemia śmierci” - Simon Beckett
9. „Chińczyk” - Henning Mankell
10. „Czarne tango” - Lena Oskarsson
11. „Czerwona wilczyca” - Liza Marklund
12. „Dożywocie” - Liza Marklund
13. „Dżuma w Breslau” - Marek Krajewski
14. „Fabrykantka aniołków” – Camilla Lackberg
15. „Festung Breslau” - Marek Krajewski
16. „Gambit Turecki” - Borys Akunin
17. „Głowa minotaura” - Marek Krajewski
18. „Gra o tron” - George R.R. Martin
19. „Kamieniarz” - Camilla Lackberg
20. „Karaluchy” - Jo Nesbo
21. "Karty na stół" - Agatha Christie
22. „Kaznodzieja” - Camilla Lackberg
23. "Kieszeń pełna żyta" - Agatha Christie
24. „Kirgiz schodzi z konia” - Ryszard Kapuściński
25. „Księżniczka z lodu” - Camilla Lackberg
26. „Latarnik” - Camilla Lackberg
27. „Nawałnica mieczy, Stal i ogień” - George R.R. Martin
28. „Niemiecki bękart” - Camilla Lackberg
29. „Niewypowiedziany” - Mari Jungstedt
30. „Ofiara losu” - Camilla Lackberg
31. „Pancerne serce” - Jo Nesbo
32. „Para w ruch” - Terry Pratchett
33. „Piąta kobieta” - Henning Mankell
34. „Pierwszy śnieg” - Jo Nesbo
35. „Pride i prejudice” - Jane Austen (audiobook)
36. „Przenicowany świat”- Arkadij i Borys Strugaccy
37. „Róże cmentarne” - Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
38. „Skrzydlata trumna” - Marcin Wroński
39. „Spokój duszy” - Camilla Grebe, Asa Traff
40. „Starcie królów” - George R.R. Martin
41. „Świat kobiet mafii” - Clare Longrigg
42. „Syrenka” - Camilla Lackberg
43. „Szepty zmarłych” - Simon Beckett
44. „Total Cheops” - Jean-Claude Izzo
45. „Trzeci klucz” - Jo Nesbo
46. „Uwaga! To może być miłość” - Mhairi McFarlane
47. „Widma w mieście Breslau” - Marek Krajewski
48. „Wołanie grobu” - Simon Beckett
49. „Wołanie kukułki” - Robert Galbraith
50. „Wszyscy jesteśmy podejrzani” - Joanna Chmielewska
51. „Za wszystko trzeba płacić” - Aleksandra Marinina
52. „Zapisane w kościach” - Simon Beckett

A jak to wygląda u Was?

Czytaj dalej »

Choinka inaczej

Ja już mam w domu świąteczne drzewko*, a Wy?
Może w tym roku ozdobicie swoje mieszkania nietypową wersją choinki? 

Podrzucam kilka oryginalnych inspiracji dla moli książkowych :) 

*mam nadzieję znaleźć pod nim masę książek!!





* Wszystkie obrazki znalezione w Internecie na różnych portalach.
Czytaj dalej »

Kieszeń pełna żyta - Agatha Christie

Prószyński i S-ka
Bogaty przedsiębiorca z Londynu dostaje dziwnego ataku we własnym biurze. Natychmiast zostaje przewieziony do szpitala, jednak jest już za późno na ratunek. Rex Fortescue umiera. Szybko okazuje się, że nie był to ani zawał ani wylew, nic z tego. Otóż pacjent został otruty. I to nie byle czym - podano mu taksynę. Jest to związek silnie trujący, występujący w różnych częściach cisu pospolitego. Ten niby nic nie znaczący fakt nabiera wartości, gdy okazuje się, że zmarły mieszkał na przedmieściach Londynu w „Domku pod Cisami”. Nasuwa się jedna myśl: „przypadek?” Nie sądzę...

Do akcji wkracza inspektor Neele – bardzo inteligentny człowiek, który wykazuje się nieszablonowym myśleniem. W toku dochodzenia wszystko wskazuje na to, iż mordercą jest ktoś ze współmieszkańców zmarłego, lub ktoś ze służby. Policjant skrupulatnie przesłuchuje wszystkich. Niestety podejrzanych, którzy mieliby motyw, ma aż nadto. Listę otwiera seksowna żona Rexa – motyw zdrada i chęć przejęcia pieniędzy. Zaraz za nią znajduje się jeden z synów – Parcival, jest wspólnikiem w interesach, charakteryzuje się skąpstwem i zawsze odmiennym zdaniem niż ojciec. Czynnik motywujący – pozbycie się wspólnika i zagarnięcie firmy oraz całego majątku. Jego siostra nie jest lepsza, ojciec odrzucił zaloty jej amanta. Jest rozgoryczona, zakochana i zdesperowana. Przesłanka – zemsta i spełnienie swojego marzenia o poślubieniu kochanka. Synowa pana Fortescue, nigdy nie mogła powiedzieć o teściu dobrego słowa, ponadto nudzi i meczy ją zależność swojego męża od teścia. Sporo tego, a to jeszcze nie wszyscy! Podejrzanych jest jeszcze kilka osób. Na szczęście w odpowiedniej chwili z pomocą nadciąga (bardzo dyskretnie) panna Marple. Znana i lubiana starsza pani, która ma już na swoim koncie sporo sukcesów detektywistycznych.

Autorka zręcznie manewruje domysłami czytelnika. Na każdej stronie rzuca nowymi wskazówkami. Myli tropy. Tworzy coraz więcej możliwości. Tu intryga goni intrygę. Pomimo tylu zabiegów moim zdaniem napięcie nie wzrasta z każdą chwilą, ale atmosfera jest wyjątkowa. Czytelnik może poczuć, że żywo uczestniczy w śledztwie, a to za sprawą wielu dialogów. I to w nich drzemie siła, Christie ukazuje jak ważna jest rozmowa, porozumiewanie się i dobre chęci w kontaktach międzyludzkich. Postacie są barwne i jakby „szyte na miarę”. Mam tutaj na myśli ich stereotypowość (co wcale nie przeszkadza w lekturze). Jeden syn jest grzeczny, ułożony, skrupulatny i oszczędny, drugi dla równowagi to syn marnotrawny, który trwoni pieniądze i jest żądny przygód. Żona seksbomba i ciotka świętoszka. Można by długo wymieniać...

„Kieszeń pełna żyta” to dobra powieść kryminalna. Lekkostrawna bym rzekła. Można ją łyknąć w jeden wieczór. Finał jest zaskakujący. Królowa kryminału napisała kolejną książkę, po którą warto sięgnąć i mieć na półce.

Daję trzy i pół palucha – nie nudziłam się, czasami pewne odkrycia pojawiały się jak Filip wyskakujący z konopi i to mnie nieco drażniło, jednak całość jest na duży plus.

*Recenzja zgłoszona do wyzwania: Pod hasłem.



Czytaj dalej »

Skrzydlata trumna - Marcin Wroński

Wydawnictwo WAB
Zyga Maciejewski jest kolejną postacią, z którą bardzo się zżyłam. W usposobieniu, zachowaniu i sposobie prowadzenia śledztw bardzo przypomina swój wrocławski odpowiednik – Eberharda Mocka (albo odwrotnie, w zależności z którym komisarzem zetknęliście się najpierw). Wydarzenia z Zygą w roli głównej rozgrywają się w Lublinie i jego okolicach. Dzięki autorowi możemy poznać to miasto z zupełnie innej strony. To jak podróż w czasie do przed- i powojennej stolicy lubelszczyzny.

To czwarta część cyklu z komisarzem Zygmuntem „Zygą” Maciejewskim. Autor zastosował w niej ciekawy zabieg literacki, mianowicie akcja rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych. Nie mniej jednak wydarzenia z jednej łączą się z drugą. I tak w roku 1936 komisarz musi rozwiązać zagadkę tajemniczego samobójstwa Feliksa Suska. Podczas śledztwa nie raz nie dwa wodzony jest na pokuszenie, zarówno przez państwowych oficerów jak i obdarzone wdziękiem panie lekkich obyczajów. Krok po kroku podążamy za Zygą, aż tu nagle zostajemy przeniesieni do 1945. Komisarz nadal nam towarzyszy ale w innych, bardzo nieprzyjemnych okolicznościach. Otóż został osadzony w więzieniu i jest torturowany...

W sumie nie bardzo rozumiem dlaczego do książek Wrońskiego przyklejono łatkę retro-kryminału. Bo o ile tego pierwszego składnika jest dużo i to przekazanego w mistrzowski sposób, o tyle wątek kryminalny jest mierny... To nie jest śledztwo z dreszczykiem emocji i zaskakującym zakończeniem. Mimo tego „Skrzydlatą trumnę” czyta się dobrze. Osobiście, w tym przypadku skakanie w czasie jakoś mi się nie spodobało, wolałabym żeby autor te dwa wątki rozłożył na dwie książki, ale cóż... Plusy należą się za oddanie klimatu ówczesnego Lublina i za głównego bohatera – a w szczególności jego niewyparzony język. Dobre było, ale niczego „nie urwało”.

Reasumując, książka jest przyzwoita i niejednemu czytelnikowi umili czas. Daję trzy paluchy i rozpoczynam polowanie na kolejne części z Maciejewskim pt.: „Pogrom w przyszły wtorek” oraz „Haiti”.
Czytaj dalej »

Para w ruch - Terry Pratchett

Prószyński i S-ka
Zmiana klimatu z kryminalnego na fantastyczny. Tego autora chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, a wykreowany przez niego „Świat Dysku” jest znany wszystkim fanom jego talentu literackiego. A talent niewątpliwie ma, świadczy o nim nieprzemijający popyt na jego książki (a napisał ich kilkadziesiąt!). Jakiś czas temu ukazała się kolejna część cyklu przygód rozgrywających się w niezwykłym mieście Ankh-Morpork, pt.: ”Para w ruch”. A ja właśnie jestem po jej lekturze. Gotowi na spotkanie z mistrzowskim piórem sir Terrego Pratchetta? Ruszamy!

Na każdą kolejną książkę czekam z niecierpliwością i tym przyjemnym dreszczykiem związanym z oczekiwaniem na coś naprawdę fajnego. Strasznie jestem wkręcona w opowieści związane ze Światem Dysku, związana z jego bohaterami, żądna kolejnych genialnych dialogów i nieodłącznego humoru autora przewijającego się na kartach jego książek. W czterdziestej już części głównym bohaterem jest dobrze znany ze wcześniejszych tomów Moist von Lipwig. Uciekający śmierci, bardzo przedsiębiorczy człowiek, który „potrafi rozmawiać” i to jest głównie jego pracą. Prowadzi także Królewski Bank, Mennicę i Urząd Pocztowy - można by powiedzieć, że jest bardzo zapracowany. A jednak, jak każdy w tym mieście zawsze znajdzie czas dla patrycjusza Lorda Vetinariego. A ten w wypracowany i dyplomatyczny sposób znowu musi zaradzić ewoluującej i wdzierającej się coraz śmielej w życie ankhmorporczyków „technice” . Oczywiście nie osobiście... a któż chętniej niż znany i lubiany Moist, zaangażuje się w sprawy miasta?

A dzieją się w nim dziwne i niezrozumiałe sprawy. Zjawia się nieznany dotąd nikomu pan Simnel, a wraz z nim suwak logarytmiczny, smar i dziwne układy z sinusem i cosinusem... Samo to brzmi już przerażająco, a to nie wszystko! Największy podziw i zdziwienie budzi ogromna hałaśliwa maszyna, która jeździ po specjalnie ułożonej dla niej drodze – a napędzana jest węglem i wodą. Cuda, których Ankh-Morpork dotąd nie widział! Czy „duch czasów” na dobre zagości w tym wyjątkowym mieście? Jaki interes uda się tym razem zrobić Lipwigowi? Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem Vetinariego? I dlaczego krasnoludy są tak rozgniewane?

Hmmm... Oj mam mieszane uczucie co do tej książki. Mogę stwierdzić, że jest niezła. Tylko niezła. Za dużo w niej refleksji i jest za spokojna. Akcja jest taka nijaka. A jak już zapowiada się na ciekawą walkę czy bójkę, wystarczy jedno zdanie i jest już po niej. Trup goni trupa, ale adrenalina przy tym jest zerowa.
Oczywiście „Para w ruch” ma tez swoje momenty i nie raz nie dwa podczas lektury pojawia się uśmiech na twarzy. Jednak to nie są salwy histerycznego śmiechu, które towarzyszyły wcześniejszym częściom. Po raz kolejny uznanie należy się Piotrowi W. Cholewie, który jest moim zdaniem jedyną osobą, która powinna tłumaczyć książki Pratchetta. Robi to świetnie! Okładki „praczetowych” książek bardzo mi się podobają, stworzone są niezmiennie przez Paula Kidby. Przy okazji odsyłam Was na jego stronę - gdzie znajdziecie  fenomenalne prace.

Słowem zakończenia: jeśli jesteście fanami Świata Dysku nie obiecujcie sobie zbyt wiele po niej, a jeśli jeszcze nie zetknęliście się z tą serią, sięgnijcie po inny inny tytuł z tej serii, np.: Straż! Straż! - a po jakimś czasie sięgnijcie po wyżej opisaną.

Daję trzy paluchy – bądź co bądź jest to Pratchett.


Czytaj dalej »

Szepty zmarłych - Simon Beckett

Wydawnictwo Amber
Hunter po ostatnich traumatycznych wydarzeniach podupada na duchu. Przestaje wierzyć w swoje możliwości, zdolności i intuicję. Ponadto, po raz kolejny traci ukochaną osobę. Już kiedyś wyjechał z Londynu, żeby o wszystkim zapomnieć – tak dzieje się i teraz. Jednak tym razem antropolog ucieka aż do Tennessee. Do miejsca, które dla zwykłych śmiertelników jest mroczne i przerażające. Nazywają je „Trupią Farmą”.

Trupia Farma, jak sama nazwa wskazuje usiana jest ludzkimi zwłokami, w różnym stadium rozkładu. Brzmi makabrycznie, jednak dla antropologów to miejsce jest wręcz rajem. Jest to jeden z najlepszych Ośrodków Badawczych na świecie. Hunter przybył tu na zaproszenie swojego mentora i przyjaciela – Toma Liebermana, który jest dyrektorem ośrodka. Również na jego prośbę angażuje się w śledztwo, które od samego początku wydaje się podejrzane. W jego rozwiązaniu nie pomaga ani coraz częstszy brak wiary w siebie Huntera, ani choroba Liebermana, a już zwłaszcza zarozumiały i żądny poklasku psycholog, którego przydzielono do pomocy.

Morderca szydzi zarówno z policjantów, jak i osób zaangażowanych w śledztwo. Jest nieuchwytny, sprytny i … bezczelny. Czuje się pewnie i swobodnie, bawi się prowadzącymi dochodzenie, kierując ich w coraz to nowe miejsca, gdzie zostawia swoje ofiary. A to jeszcze nie wszystko, gdyż całość aranżuje w taki sposób, że policjanci brną w ślepy zaułek. Pytanie czy i Hunter da się zwieść? Czy uda mu się przełamać i uwierzyć w siebie, w to co podpowiada mu intuicja?

Książka trzyma w napięciu, jak każda autorstwa Simona Becketta! Brawurowa akcja, dobre dialogi, mistrzowski opis atmosfery. Tym razem naprawdę nie sposób było się domyślić, kto popełniał te wszystkie zbrodnie. Beckett świetnie manewrował mną podczas lektury. Trzymał w napięciu aż do końca – to lubię. Nie pomogły nawet wstawki, podczas których dowiadujemy się co siedzi w głowie mordercy. Tym razem żadna kobieta nie zawróciła naszemu doktorowi w głowie – i bardzo dobrze! Stany emocjonalne Huntera są bardzo wyraziste i udzielają się czytelnikowi. Świetna lektura – polecam.

„Szepty zmarłych”, tak jak pozostałe części z dr. Davidem Hunterem w roli głównej, zdecydowanie powinny znaleźć się na półce fana kryminałów i thillerów.

Zdecydowanie pięć paluchów.
Czytaj dalej »

Festung Breslau - Marek Krajewski

Wydawnictwo Znak
Tym razem spotykamy Eberharda Mocka we wrześniu 1945. Trochę czasu minęło od ostatniego spotkania. Komisarz się ustatkował. Nie mieszka już w małej klitce, którą dzielił z ojcem, tylko w dużym mieszkaniu wraz z żoną. W sumie nic dziwnego, jest już po sześćdziesiątce. Sytuacja w Breslau nie jest stabilna, z nieba sypią się bomby, domy drżą w posadach. Jego małżonka nalega na szybki wyjazd. Przecież mają znajomości i środki, na co czekać? I być może Eberhard dałby się przekonać, gdyby nie morderstwo młodej dziewczyny, które nie daje mu spokoju. Wystarczająco dobrze znamy Mocka by wiedzieć, że zanim wyjedzie musi rozwiązać tą sprawę. A to może potrwać...

Powiedzmy sobie szczerze - w tym wieku człowiek nie powinien narażać się na takie niebezpieczeństwa. A jednak, Mock brnie w sprawę coraz dalej, popychany naprzód swoją legendarną już chęcią wymierzenia sprawiedliwości. Jednocześnie oddala się coraz bardziej, zarówno mentalnie jak i fizycznie, od swojej żony. Dosyć szybko udaje się ustalić tożsamość ofiary – jest nią siostrzenica hrabiny von Mogmitz, ale kim byli oprawcy? Ustalenie ich danych jest trudniejsze niż w normalnych czasach, nie zapominajmy, ze właśnie trwa oblężenie miasta! Podstarzały ekspolicjant, na każdym kroku zdaje obie sprawę ze swojej nie najlepszej już kondycji. Mimo tego, odstraszającego wyglądu oraz emerytury wierzy w niego piękna hrabina. A Mock ma słabość do ładnych kobiet w potrzebie...

Cóż mogę rzec... Wszystko w tej książce jest przerysowane. Nawet Mock – zawsze miał tendencje do nadmiernego analizowania sytuacji, rozmyślania, ale nie do marudzenia i użalania się nad sobą. I ten jego pociąg do wymierzania sprawiedliwości... Owszem, w innych książkach Krajewskiego był w tym jakiś umiar, a w tej wszystko się na tym opiera, zupełnie niesłusznie. Przez to nasz bohater ma klapki na oczach i nie widzi jak się go wykorzystuje – a to jest do niego niepodobne. A zakończenie? Dla mnie to była jakaś kpnia! Skąd tam, w tym czasie, to – pytam się? Wydaje mi się, że autor miał w tym przypadku zbyt bujną wyobraźnię, niestety.

Nie będę się już dłużej rozwodzić. „Festung Breslau” zupełnie nie przypadł mi do gustu i uważam, że nie warto tracić czasu na jego lekturę. Jest wiele innych, ciekawszych tytułów - chociażby pana Krajewskiego, który tutaj moim zdaniem miał spadek formy.

Daję dwa paluchy.
Czytaj dalej »

Zapisane w kościach - Simon Beckett

Wydawnictwo Amber
Po ostatnich wydarzeniach doktor David Hunter na dobre porzucił rolę lekarza rodzinnego i powrócił do swojego zawodu. Do profesji, która fascynuje i pochłania go w stu procentach. Nasz bohater jest antropologiem sądowym, który „potrafi skłonić martwych do zwierzeń”. Tym razem Hunter będzie miał do przeanalizowania i zidentyfikowania spalone ciało, które odnaleziono na odległej, małej wysepce na Hebrydach. Do tej pory nawet nie zdawaliście sobie sprawy z tego, ile można wyczytać z ludzkich zwłok. Nie wiedzieliście, ale po lekturze książek Simona Becketta to się zmieni.

Katastrofa kolejowa pochłonęła wszystkie zastępy policyjne. Wszyscy uwijają się jak w ukropie. Jest mnóstwo rannych, jeszcze więcej poszkodowanych, zablokowane ulice, objazdy, a przede wszystkim ustalenie, czy był to tylko wypadek, czy zamach terrorystyczny. W tym całym zamieszaniu brakuje rąk do pracy. Zgłoszenie z Runy nie jest teraz priorytetem, ale ktoś tam musi pojechać. Dlatego też, zamiast wysłania zwykłego patrolu na wyspę, o pomoc poproszony został dr. Hunter. Wie, że nie powinien tam jechać chociażby ze względu na Jenny. Jednak impuls jest silniejszy, zgadza się na wyjazd. Nie zdaje sobie sprawy jakie pociągnie to za sobą konsekwencje – bo niby skąd ma to wiedzieć?

Cóż... książka napisana jest naprawdę zgrabnie. Trzyma w napięciu i jednocześnie je dawkuje. Sucho opisane procesy zachodzące w ludzkim ciele po śmierci, w tym wypadku po spaleniu przyprawiają o dreszcze, a jednocześnie są fascynujące. Atmosfera książki jest wręcz elektryzująca. Od pierwszych stron wczuwamy się w bohaterów, przeżywamy z nimi rozterki, śmiejemy się, rozwiązujemy problemy i boimy się... Tak boimy się coraz bardziej, bo Runa zostaje odcięta od świata zewnętrznego. Nie można się na nią dostać, ani z niej uciec, telefony nie działają, powoli wysiada prąd – a morderca nadal jest na wyspie i zabija.

Tak jak w pierwszej części przygód Huntera „Chemia śmierci”, tak samo w tej słusznie wytypowałam winnego. Jednak tym razem zakończenie i epilog rozłożyły mnie na łopatki! Finisz zmusza do sięgnięcia po następną w kolejności książkę – co zresztą już uczyniłam, bo od literatury Simona Becketta nie można się oderwać!

Gorąco polecam „Zapisane w kościach” nie mniej jednak, przez jakiś czas byłam trochę zawiedziona … Uwaga spoiler!! Oto znowu mamy małą, zamkniętą społeczność. Hunter podejmując się zadania narażony zostaje na masę niebezpieczeństw – wiadomo. Na horyzoncie pojawia się kobieta (niejedna), która będzie miała duży wpływ na wydarzenia. Mało tego - znowu mamy motyw, nie tyle przyjaciela, co bliskiego współpracownika doktora, który zdobywa jego zaufanie i szacunek, aż tu nagle... bazzinga! Koniec spamu.

Czytaj dalej »

Ofiara losu - Camilla Läckberg

Wydawnictwo Czarna Owca
W wypadku samochodowym ginie kobieta prowadząca pod wpływem alkoholu. Nie jest to sytuacja zaskakująca ani dziwna. Zdarza się to tak często, że można się z tym oswoić. Uwagę miejscowego policjanta – Patricka Hedstorma, przyciąga jednak fakt, iż kobieta ta miała wyjątkowo wysoką zawartość promili alkoholu we krwi. Na dodatek bliscy poszkodowanej zarzekają się, że nie brała ani kropelki wyskokowych napojów do ust. Trzeba wyjaśnić tę sprawę. Niedługo po tym wydarzeniu do miasteczka przybywają uczestnicy telewizyjnego programu, szytego na miarę Big Brothera. To miała być świetna promocja okolicy, ale czy na pewno?
Głupkowaty program telewizyjny przyniósł rozgłos, a jakże! Niestety czwartej władzy nie urzekła ani okolica, ani tutejsi mieszkańcy, nie były to też atrakcje turystyczne… Przyciągnęła ją śmierć jednej z głównych uczestniczek reality show. Bynajmniej nie zginęła ona śmiercią naturalną - było to brutalne morderstwo. Dla policjantów z komisariatu w Tanumshede  zapowiada się ciężka praca. Wszyscy są przemęczeni i sfrustrowani. Pomimo dołączenia do zespołu nowej policjantki Hanny, brakuje rąk do pracy. Presja ze strony mediów jest ogromna. Śledztwo w sprawie „wypadku” samochodowego zostało zepchnięte na dalszy plan, przez co Patrick ma wyrzuty sumienia. Na całe szczęście bierze się w garść. Dobra pamięć, zbieg okoliczności i dociekliwość doprowadza go do bardzo śmiałych wniosków. Czy i tym razem podoła i wyjaśni obie sprawy?
Stety-niestety Patrick nie ma tak łatwo, jak czytelnik tej części sagi napisanej przez Lackberg. O ile policjant musi główkować, sprawdzać, ciągle się zastanawiać i łączyć ze sobą czasami sprzeczne fakty, o tyle my czytelnicy mamy „z górki”. W „Ofierze losu” autorka podaje nam rozwiązanie na tacy.
Jest jeszcze wątek obyczajowy, który scala wszystko i pozwala nam wczuć się w losy bohaterów. A trochę się dzieje. Do zaplanowanego na Zielone Świątki ślubu Patricka i Ericki zostało 6 tygodni, a oni są na to kompletnie nieprzygotowani. Po traumatycznych zdarzeniach pod swoim dachem goszczą Annę i jej dwójkę dzieci. Erice jest naprawdę ciężko zajmować się trójką dzieci, martwić się o wpółżywą siostrę i toczyć batalię z przyszłą teściową, która koniecznie chce bardzo uczestniczyć w przygotowaniach do wesela. Przyszły mąż nie ułatwia jej niczego, jest kompletnie pochłonięty toczącymi się postępowaniami.
Ogólnie rzecz ujmując jestem rozczarowana. Co nie znaczy, że nie zabiorę się z chęcią za kolejne tomy. Oczywiście styl nie zmienił się nic a nic, dzięki czemu książkę, tak jak wszystkie dotychczasowe wręcz się pożera. Zabrakło jednak elementu zaskoczenia, a zbyt wiele było rutynowych zagrań autorki, że tak to nazwę. Już lepiej, żeby zrobiła z tego powieść obyczajową, niż kryminał. Zdecydowanie najsłabsza część cyklu. Jeśli czytacie książki Camilli ze względu na wątek kryminalny "Ofiarę losu" możecie sobie odpuścić. U mnie pozostawiła niesmak.

P.S.: W tej części cieszy większy niż zwykle udział Gosty i to chyba największy atut tej książki.

Książka bierze udział w wyzwaniu: Grunt to okładka.


Czytaj dalej »

Widma w mieście Breslau – Marek Krajewski

Wydawnictwo Znak
W międzywojennym Wrocławiu cały czas dochodzi do mniejszych bądź większych przestępstw. Niktogo to nie dziwi. Jednak ta sprawa jest zupełnie inna. Wymierzona i adresowana do Eberharda Mocka, który „ma przyznać się do błędu”. Tylko jakiego? On sam nie ma pojecia. I co mieli z tym wspólnego czterej nadzy mężczyźni w czapkach marynarskich? Podpowiedzią mają być ich symbolicznie wykłute oczy, powykręcane ciała oraz list. Na Mocka podziałało to jak czerwona płachta na byka. Drzemiący w nim pies gończy został spuszczony ze smyczy. Wyruszył na polowanie i nic go nie powstrzyma!

Główny bohater jest na początku swojej policyjnej kariery. Mieszka z ojcem, nie stroni od alkoholu i uciech cielesnych. Odpowiedzi na pytanie, do jakiego błędu ma się przyznać, młody Eberhard musi szukać w swojej burzliwej przeszłości. Problem w tym, że nic nie przychodzi mu do głowy, a czas ucieka...
Zabójstwo „czterech marynarzy” było niewątpliwie spektakularne. Miało spędzić sen z powiek nie tylko asystentowi kryminalnemu, ale również całemu miastu. Cel został osiągnięty. W całym Breslau nie mówi się o niczym innym. W wyciszeniu sprawy nie pomagają kolejne morderstwa i listy skierowane do trzydziestoparoletniego Mocka. A ten został już oddalony od śledztwa, po tym jak okazało się, że osoby, które przesłuchuje stają się kolejnymi ofiarami. Ktoś go śledzi. Zna każdy jego krok. Asystent kryminalny zaczyna martwic się nie tylko o siebie... Otóż poznał piękną fordanserkę i od razu wpadł w sidła romansu, na który nie powinien sobie pozwalać w takim momencie.

To moja pierwsza lektura Krajewskiego. I od razu nieźle trafiłam. „Widma w mieście Breslau” opowiadają bowiem o pierwszej (z tego co wiem) pod względem chronologicznym sprawie Mocka. Jak już wiecie z miejsca polubiłam tą postać. Ma w sobie to coś. Życiowy realizm, zmęczone spojrzenie, nie raz nie dwa przepity głos. Uporczywe dążenie do sprawiedliwości, które zrobi z niego „psa gończego”. Niecodzienne metody pomagające mu podczas przesłuchań świadków, które z czasem przerodzą się w tzw.: „imadło”. Pewną niefrasobliwość i urok. Jest to niewątpliwie postać wyjątkowa, o której chce się czytać. Eberhard Mock to nie jedyny powód, przez który od razu po skończonej lekturze zabrałam się za kolejny tytuł napisany przez tego autora.

Nie dziwi fakt, że Marek Krajewski został uhonorowany tytułem Ambasadora Wrocławia. Miasto zostało opisane tytaj z niesłychaną precyzją i dbałością o szczegóły. Czytelnik czuje się, jakby znajdował się na miejscu wydarzeń, ramię ramię z bohaterami. Przedstawiony obraz miasta dostarcza nam wręcz wizualnych wrażeń. Dzięki sugestywnym opisom zaglądamy w talerze arystokracji, setkę wódki zakąszamy śledzikiem w podrzędnej spelunie, brniemy przez zasyfiałe podwórka i spacerujemy przez strojnie zdobione salony bogaczy.

Książka jest dobra, polecam. Daję cztery paluchy*, za pomysł, za międzywojenny obraz Breslau i za Mocka.

Życzę Wam mrocznej lektury!

*Maksymalnie można dostać pięć paluchów – ale o tym już niebawem na blogu :)
Czytaj dalej »

Duet Mock&Popielski - czyli kilka słów o książkach Marka Krajewskiego

Rozpoczęłam już swój mały romans z literaturą Marka Krajewskiego, który swoimi książkami o międzywojennym Wrocławiu zyskał grono wiernych czytelników. W najbliższych tygodniach chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami po lekturze jego kryminałów. Czytałam nieco chaotycznie i niezbyt chronologicznie - myślę jednak, że to nie problem.

Pan Krajewski za swoje powieści otrzymał m.in.: Paszport Polityki, ale nie o autorze chciałabym tu opowiadać, tylko o jego twórczości, a szczególnie o cyklu z komisarzem Mockiem, dzięki któremu zrobiło się wokół niego głośno (więcej na temat autora znajdziecie na jego stronie www.marek-krajewski.pl).

W chwili obecnej na cały cykl składają się następujące pozycje:
                        
 

A teraz słów kilka o głównym bohaterze.

Postać Eberharda Mocka, mimo wielu wad, budzi w czytelniku sympatię. Ten, jak sam siebie określa „policyjny pies gończy” aby rozwiązać nietypowe zagadki, często sięga po niehonorowe rozwiązania. Mało tego - jest humorzastym i rozwiązłym alkoholikiem. Nie jest ani przystojny, ani miły. Skąd więc bierze się ta sympatia? Hmm, może dlatego, że jest skuteczny, przenikliwy i sprawiedliwy? A może dlatego, że sam nie miał i nie ma lekko w życiu? Każdy odpowie na to pytanie używając innych argumentów, jedno jest jednak pewne – barwna sylwetka komisarza zapada w pamięci.

Poznajemy go w wieku trzydziestu lat i będziemy śledzić jego losy aż do sześćdziesiątego roku życia. Przez cały ten czas Mock praktycznie się nie zmienia. Gdy już poznamy jego zachowania, zwyczaje i zamiłowania, dokumentnie zżyjemy się z tą postacią.

Między innymi dlatego nieco dziwnie czytało mi się inny cykl Krajewskiego, który opowiada o lwowskim odpowiedniku Eberharda – Edwardzie Popielskim. Postać równie interesująca, jak kolega z Breslau. Jego perypetie można śledzić na stronach następujących książek:



Tak, tak dobrze zauważyliście, że dwaj główni bohaterowie wspólnie poprowadzą sprawę Minotaura (spotkają sie później jeszcze nie raz).
Jest jeszcze trzeci przedstawiciel prawa wykreowany przez Marka Krajewskiego - tym razem na spółkę z Mariuszem Czubajem. To Jarosław Pater, zwariowany na punkcie poprawnej polszczyzny gdański komisarz po czterdziestce. Historie z jego udziałem znajdziemy w książkach:
  
Trzymajcie mnie za słowo i poganiajcie! 

*Okładki z Mrocznej Serii pochodzą ze strony autora (Wydawnictwo WAB), pozostałe ze strony znak.pl.
Czytaj dalej »

Albo Albo Tag

W blogosferze wielką popularnością cieszy się zabawa w tzw.: Tagi. Ja trafiłam na „Albo Albo Tag” na blogu Sylwucha i postanowiłam dołączyć do zabawy.
No to jedziemy!
someecards.com

1. Wolisz czytać tylko trylogie czy powieści jednotomowe?
Zdecydowanie trylogie i sagi! Przeglądajac moją biblioteczkę i książki przeczytane w ostatnim roku okazuje się, że powieści jednotomowe czytam sporadycznie...
Choruję na:  patrz obrazek.

2. Wolisz czytać tylko autorki czy tylko autorów?
To „tylko” w tym pytaniu jest bardzo zwodnicze. Hmm, jakbym miała wybierać „tylko” to z ciężkim sercem, ale postawiłabym na facetów. Nie wyobrażam sobie życia czytelniczego bez T. Pratchetta, R. Kapuścińskiego, H. Mankella, M. Wrońskiego, J. Nesbo i wielu, wielu innych. Z drugej strony jestem strasznie przywiązana do M. Wojciechowskiej czy A. Marininy – a to tylko początek góry lodowej. Ech... Na szczęście odpowiedź na to pytanie nie wpływa na moje przyszłe czytelnicze wybory.

3. Wolisz kupować tylko w empiku czy tylko na stronach internetowych?
A to jest źle zadane pytanie, bo empik tez prowadzi sprzedaż internetową:) Pomijając ten fakt, zdecydowanie większość książek kupuję na stronach internetowych. W internecie można znaleźc prawdziwe perełki, ale co ja tam będę Wam mówiła, sami dobrze wiecie. Nie mniej jednak często chodze po księgarniach – przegladam, dotykam, podczytuję.

4. Wolisz, żeby wszystkie książki zostały zekranizowane czy przekształcone w serial?
Od tylu filmów i seriali można byłoby dostać zawrotu głowy. Ja widziałabym to tak: seriale jeśli chodzi o książki wielotomowe, a film jeśli mówimy o opowieściach zawartych w jednej książce.

5. Wolisz czytać 5 stron dziennie czy 5 książek tygodniowo?
5 książek tygodniowo bez dwóch zdań! 5 stron dziennie to niepoważna cyfra jeśli ma się odnosić do stron przeczytanych przez miłośnika ksiązek. Jakby pytanie dotyczyło 50 – to co innego :)

6. Wolisz być profesjonalnym recenzentem czy dobrym autorem?
Nie spotkałam jeszcze blogera recenzenta, który nie chciałby napisać swojej książki. Ja tak samo, chciałabym być dobrym autorem. Jednak nie ma co „porywać się z motyką na słońce” - wybieram bycie profesjonalnym recenzentem.

7. Wolisz czytać 20 swoich ulubionych książek w kółko i w kółko czy czytać tylko nowe lektury?
Akurat z odpowiedzią na to pytanie nie mam żadnego problemu: czytałabym tylko nowe lektury.

8. Wolisz być bibliotekarką czy sprzedawczynią książek?
Bibliotekarką. Dlaczego? Ponieważ bibliotekarz ma kontakt zarówno z nowościami wydawniczymi (tak jak sprzedawca), jak i z książkami starymi, zapomnianymi, których nie znajdziemy w każdej księgarni (pomijam antykwariaty, bo tam z kolei trudno o nowości).

9. Wolisz czytać tylko ulubiony typ literatury czy wszystko poza ulubionym typem literatury?
Spoglądajac na półki wniosek nasuwa się jeden – tylko ulubiony typ literatury. 80% książek to kryminały, jakieś 8% fantastyka, kolejne 8% reportaże i literatura podróżnicza, a reszta to wszystko co mi wpadło w ręce.

10. Wolisz czytać tylko książki fizyczne czy tylko e-booki?
I znowu pytanie „tylko-tylko”... Wybrałabym czytanie książek papierowych, jednak odkrywam z każdym dniem możliwości jakie daje czytnik e-booków. I powiem, że szczerze polecam. Taki gadżet daje naprawdę dużo możliwości! Ale o tym innym razem :)

Dobrnęłam do końca. Yeah! A Wy jak byście odpowiedzieli na powyższe pytania? Czekam na odpowiedzi.

P.S.: Nie mam najmniejszego pojęcia kto wymyślił te pytania.
Czytaj dalej »

Chemia śmierci – Simon Beckett

Wydawnictwo Amber
W małym miasteczku, gdzie wszyscy są „stąd”, bardzo ciężko jest się odnaleźć, a co dopiero zostać na stałe. Rozpoczęcie nowego życia staje się tym trudniejsze, gdy usilnie chce się o czymś zapomnieć, wymazać z pamięci, nie wracać do przeszłości... David Hunter podjął decyzję o przeprowadzce, a raczej ucieczce z Londynu do Manham. Wysiadając na opustoszałej stacji, oddalonej o kilka kilometrów od celu swej podróży dokonał kroku, który definitywnie miał go odciąć od dotychczasowego życia. Nowy człowiek. Czysta karta. Tylko jak zostanie zapisana?

W miasteczku został zatrudnony jako lekarz rodzinny. Był szanowany, ale nie tak jak jego pracowdawca, później wspólnik i przyjaciel doktor Henry Maitland. Od chwili przyjazdu, był tym „nowym” i tak już miało pozostać. Szczerze mówiąc, nie bardzo go to obchodziło, bo dręczyły go jego własne demony. Przeprowadzka, zmiana profesji, izolacja od bodźców, które mogłby mu przypominac o przeszłości – nic nie pomogło. Jego myśli wciąż krążyły wokół osobistej tragedii. Ta rana nie zagoi się zbyt szybko, o ile w ogóle. Mimo wszystko starał się żyć normalnie.

Manham wydaje się być idealne, małe, spokojne... a jednak nie wszystko jest takie piękne. A już z pewnościa nie rozkładające się zwłoki znalezione przez dwójkę miejscowych chłopców. Hunter chociaż niechętnie i dokońca nie z własnej woli zostaje wplątany w śledztwo w sprawie morderstwa. Pierwszego, ale nie ostatniego...

Simon Beckett to dla mnie literackie odkrycie w ostatnim czasie (wiem, wiem późno się ocknęłam – ale jak mawia przysłowie „lepiej późno, niż wcale”)! Jestem zauroczona „Chemią śmierci”, co nie oznacza, że nie widzę w niej wad, ale po kolei. Akcja jest wartka i dobrze poprowadzona – to oczywiście na plus. Dialogi są zręczne i nie tworzą „zapchajdziury” - kolejny plus. To samo z opisami otaczającej rzeczywistości. Nie ma zbędnego wdawania się w szczegóły – no chyba, że dotyczą one zbrodni lub nakreślają nam myśli narratora. Postać doktora, a raczej atnropologa sądowego Davida Huntera – świetna, choć stereotypowa. Oto mężczyzna inteligentny, bystry, przystojny, którgo dotknęła straszna tragedia – znamy to prawda? Mimo tego, od razu przypadł mi do gustu. Dalej... Sam zamysł fabuły też nie jest nam obcy. Beckett, umieszczając akcje w małym, odosobnionym miasteczku w dodatku otoczonym lasami, bagnami i mokradłami bardzo ułatwił sobie życie.

Książkę czytało mi się naprawdę z przyjemnoscią, chociaż to słowo zestawione z morderstwami, rozlewem krwi i brutalnością może nie jest najlepsze. Czytało mi się dobrze. Od pierwszych stron historia przyciągnęła mnie jak magnes. „Chemia śmierci” to pozycja, której zadaniem nie jest umoralnianie, pozostawianie czytelnika z nurtujacymi przemyśleniami i sprzecznymi wrażeniami. To książka, która ma dostarczać rozrywki. I z tym poradziła sobie świetnie!
Skoro ta pozycja jest taka zwyczajna, dlaczego autora nazwałam odkryciem? Właśnie dlatego, że jego książka nie jest przerysowana, monotonna, nudna, w swoim gatunku nie jest wybitna, jest dobra i to wystarczy. Powiewem nowości jest dla mnie opis pracy antropologa, procesów zachodzących w ludzkim ciele po śmierci i to jak można je interpretować, jak wpływają one na prace policji. Sposób w jaki przedstawił to Beckett uświadamia nam, jak wiele zmarli mogą nam powiedzieć.
Z przyjemnoscią sięgnę po kolejne pozycje z serii z Davidem Hunterem.

I tak abstrachując od zawartości, opakowanie czyli okładka bardzo mi się spodobało. A już zwłaszcza te trzy muchy – skąd one się tam wzięły? Już po przeczytaniu pierwszej strony dostajemy odpowiedź.


Książka bierze udział w wyzwaniu: Grunt to okładka.


P.S.: Większość opini jakie przeczytałam o „Chemii śmierci” jest bardzo pozytywna. Zgadzam się z nimi w tej ocenie. Od połowy książki jednak domyślałam się kto mógł być mordercą – i nie pomyliłam się. Także nie mogę się zgodzić, że 'zakończenie było zaskakujace”. Fakt ten zupełnie nie odebrał mi radości czytania, wręcz przeciwnie - cieszyłam się jak dziecko, gdy moje przypuszczenia się potwierdziły.
Czytaj dalej »

Kamieniarz - Camilla Läckberg

Wydawnictwo Czarna Owca

Mezalianse znane są od początku istnienia ludzkości. Od tego samego czasu budzą kontrowersje i zawsze jest o nich głośno. To świetny temat do napisania romansu z jego wszystkimi wzlotami i upadkami oraz zawiłościami. Jednak nie spodziewajcie się tego zbyt wiele w trzeciej części sagi z Ericą Falck i Patrickiem Hedströmem na czele. Jest ofiara. Jest zbrodnia. Najwyższa pora złapać mordercę. Do dzieła!

Ericka nie ma łatwo, niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko – córeczkę Maję. Jest zmęczona, ospała, zrezygnowana, w dodatku chociaż tego nie chce obwinia Patricka,  że nie potrafi jej pomagać, tylko ucieka do „dorosłego świata”. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że cierpi na depresję poporodową. Do tego samego wniosku dochodzi Charlotte – nowa znajoma Ericki. To właśnie spotkania z nią - matką dwójki dzieci, małego Noela i siedmioletniej Sary – są jedyną odskocznią dla świeżo upieczonej mamy.

A Patrick, no cóż… Jest dumny, że został ojcem, ale kompletnie nie wie jak pomóc swojej partnerce. Rzuca się w wir pracy, a jest co robić… Gdy do komisariatu dociera zgłoszenie od miejscowego rybaka o topielcu, od razu jedzie na miejsce. A tam, doznaje kompletnego szoku. Można byłoby spodziewać się jakiegoś miejscowego pijaka, rybaka który wypłynął dawno temu i nigdy nie wrócił, aż do teraz, ale nie... dziecka. W dodatku Hedström od razu identyfikuje ciało. To Sara – córka Charlotte. Wszyscy są zdruzgotani. Jak mogło do tego dojść? Więcej pytań rodzi się podczas rutynowej sekcji, gdy na jaw wychodzi informacja, że i owszem dziewczynka się utopiła ale nie w słonej, tylko w słodkiej wodzie. To już nie jest przypadek. To morderstwo. Kto mógł zrobić coś takiego małemu dziecku?

W opisywanych historiach Läckberg celnie przedstawia problemy (nie tylko) Skandynawów. Depresje, głupotę, nietolerancję, przemoc w rodzinie, sąsiedzkie potyczki, niezrozumienie… Niekiedy pokazuje, jak można sobie z tym radzić, innym razem przedstawia konsekwencje takich zachowań – nie pozostaje jednak obojętna. Każdy bohater - czy to pierwszoplanowy, czy epizodyczny ma jakieś zmartwienie, zupełnie jak w prawdziwym życiu.

Znakiem rozpoznawczym autorki stało się opisywanie dwóch historii. Tutaj wydarzenia z przeszłości mają ogromny wpływ na teraźniejszość. Jest to ciekawy zabieg literacki. Pozwala nam spojrzeć na całość z różnych punktów widzenia. Jest również dobrym przerywnikiem, zmuszającym czytelnika do oderwania się od aktualnych wydarzeń i zaczerpnięcia wskazówek z zamierzchłych czasów. Tym razem możemy zapoznać się z historią prostego kamieniarza i dziewczyny z wyższych sfer, rozpoczynającą się w 1923 roku.

To już moja trzecia przygoda z książką napisaną przez Läckberg i z pewnością nie ostatnia. Niewinny romans z jej twórczością przerodził się w rutynowe spotkania - a to wszystko za sprawą przywiązania do bohaterów. Może jej książki nie są idealne, intrygi nie zawsze są kunsztownie zamaskowane, czasem jest więcej paplania niż akcji, a naiwność i głupota bohaterów niekiedy zwala z nóg. Ma się wrażenie, że każda kolejna książka jest jakby kopią poprzedniej z małymi zmianami. Pomimo powyższych wad, czuję się do serii tak przywiązana, że kryminały te wręcz pochłaniam. Tak jak dwa wcześniejsze, tak i ten przeczytajcie, zapoznajcie się z nim, sami oceńcie i dajcie koniecznie znać jak Wam się podobało!






Czytaj dalej »

Na wesoło


 



* Źródła obrazków: 1,2,3,4 www.someecards.com/, 5 www.paczaizm.pl

Czytaj dalej »

Przenicowany świat - Arkadij i Borys Strugaccy

Poznajcie Maksyma, któremu czas upływa na podróżowaniu po kosmosie. Wiedzie ustabilizowane i spokojne życie jak na taką profesję. Wydawałoby się, że jest to fascynujące zajęcie. Jednak, nawet praca w Grupie Otwartego Zwiadu może być nudna. Dużo już widział i wiele przeżył, cóż nadzwyczajnego może się stać? Atak meteorytów? Rutyna. Atak promienisty? Nuda. Awaria przy lądowaniu? No właśnie... Wskutek niespodziewanej katastrofy kosmicznej nasz bohater rozbija się na nieznanej mu planecie. Międzygalaktyczny kodeks zabrania ingerencji w życie tubylców, jednak czy Maksym będzie go przestrzegał?


Otóż nie. Aby wrócić do domu musiałby skonstruować prymitywny nadajnik zeroprzestrzenny ze spiralą emisyjną – to pozwoliłoby mu nawiazać kontakt z Ziemią i sprowadzić pomoc. Dla Maksyma to bułka z masłem, jednak nie wszystko idzie po jego myśli. Otoczenie w którym się znalazł, jest co najmniej nieciekawe. Teren jest trudny, zanieczyszczony i skażony przez promieniowanie. Gdy mężczyźnie udaje się w końcu spotkać tubylców okazuje się, ze mówia w zupełnie nieznanym mu języku. Mają dziwne zwyczaje i w ogóle zachowują się podejrzanie. To samo o Mak Symie (bo tak go okrzyknięto) sądzą tutejsi.

Z czasem nasz bohater zadomawia się na tej dziwnej planecie, gdzie rządzą Nieznani Ojcowie, ludność jest zmanipulowana, a humanizm i wolnośc to pojęcia nieznane. Maksym obdarzony niezwykłą siłą, wytrzymałością i inteligencją będzie starał się uświadamiać ludziom w jakiej są sytuacji, jak to zmienić, będzie walczył w ich obronie, wstąpi do armii, zakocha się... i będzie poddany wielu próbom fizycznym jak i dylematom natury umysłowej. Czy uda mu się zaprowadzić porządek na obcej planecie? Czy uda mu się przekonać ludzi do demokracji? Czy przywróci im swobodę myślenia?

Trochę żałuję, że książka trafiła w moje ręce dopiero teraz, że nie dane mi było jej przeczytać w szeroko pojętej młodości. Dlaczego? Ponieważ świat stwrzony przez braci Strugackich jest świetnie i szczegółowo przedstawiony. Czytelnik momentalnie się do niego przenosi. Jeszcze kilka lat wcześniej fabuła być może byłaby dla mnie porywająca – dziś mogę powiedzieć tylko, że ksiażkę dobrze się czyta. Oczywiście dostrzegam w niej teraz dużo więcej ukrytego przekazu i zamaskowanej krytyki wobec apodyktycznego ustroju, niżby to miało miejsce w latach powiedzmy gimnazjalnych. Jednak to nie to samo co np.: Diuna (F.Herberta – recenzja w linku; wiem, wiem, że niektórzy powiedzą, iż tych tytułów nie powinno się zestawiać, że mają zupełnie inny przekaz etc., Trudno. Wolna twórczość autora - czyli mnie, pozwala na takie zestawienia.) Niemniej jednak „Przenicowany świat” to pozycja ciekawa i warta polecenia. W PRL Arkadij i Borys Strugaccy nazywani byli „królami SF” - to wiele mówi i obiecuje.

Na koniec powiem krótko: sięgnę po inne książki tego duetu (a jest w czym wybierać!).

Podzielę się z Wami jeszcze cytatem z książki, który nie traci na aktualności:

Trudno było uwierzyć, że gdzieś są czyste, wesołe miasta pełne dobrych, mądrych ludzi, którzy sobie ufają; że nie ma tam rdzy, obrzydliwych zapachów, radioaktywnosci, wulgarnych bydlecych pysków, czarnych mundurów i przerażajacych legend pomieszanych z jeszcze gorszą rzeczywistością.*”

*Wydawnictwo Iskry 1971, str. 276



Czytaj dalej »

Kaznodzieja - Camilla Läckberg

http://www.czarnaowca.pl/files/elibri/1286731677.jpg
Wydawnictwo Czarna Owca
Jak okrutna jest otaczająca nas rzeczywistość przekonujemy się na każdym kroku. Przekonuje się o tym również mały chłopiec ze skandynawskiej wsi. Pomimo rodzicielskiego zakazu wymyka się z domu, aby spędzić czas na zabawie w Królewskim Wąwozie. Jedno jest pewne - już nigdy więcej tego nie zrobi i z pewnością będzie się słuchał rodziców. To, co tam zobaczył na zawsze wryło mu się w pamięć. Widok, na który się naraził, nigdy nie powinien ukazać się oczom dziecka. A jednak… W wąwozie znalazł nagie zwłoki młodej kobiety…

Rozpoczyna się śledztwo, w które pomimo urlopu angażuje się Patrick Hedströmpostać dobrze nam znana z pierwszej książki Läckberg. Kto mógł zrobić coś takiego? Czemu tak okrutnie i brutalnie potraktował tą kobietę? Zawiść? Zazdrość? Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy na miejscu zbrodni śledczy znajdują jeszcze dwa ciała. Mają identyczne obrażenia, kobiety zginęły w ten sam sposób. To już nie mógł być jednorazowy napad furii. Wyścig z czasem rozpoczyna się, gdy znika kolejna osoba – Jenny. Czas goni, poszlak jest niewiele, presja ogromna – czy uda się rozwiązać zagadkę?
Po raz kolejny wątek kryminalny łączy się z codziennością. Otóż Ericka, która jest w ciąży i powiedzmy sobie szczerze ma humory i dosyć wszystkiego, musi zmierzyć się z nagłą wizytą dalekiej rodziny. Wszystko ją irytuje i męczy. W dodatku nie ma Patricka… Śledzimy również rozterki młodszej siostry Ericki – Anny, która nie podejmuje zbyt rozsądnych decyzji, pogrążając siebie i dzieci. Tkwi w destrukcyjnym związku, z którego nie może się wyrwać. Ale czy chce? Jakie podejmie kroki? A co z resztą bohaterów?
Dobrze wyważona proporcja między dwoma gatunkami literackimi nie została zachwiana w „Kaznodziei. Lekturę czyta się jednym tchem. Biorąc do ręki ten kryminał lepiej jest wcześniej przygotować sobie dzbanek herbaty, koc i cos do pochrupania, bo jak raz się do niej zabierzemy trudno jest się oderwać. I w tym miejscu wielkie brawa dla tłumaczki Ingi Sawickiej, która w mistrzowski sposób potrafi stworzyć świetną atmosferę. Naprawdę, człowiek nie zdaje sobie sprawy, że to nie tylko kunszt literacki autora jest ważny. Dobry tłumacz to dla niego błogosławieństwo. Uważam, że pani Sawicka „robi robotę”.
Całość jest spójna, a zakończenie daje do myślenia. Mimo tego, że niekiedy domyślamy się, kto popełnił tak straszliwe zbrodnie, czytając siedzimy jak na szpilkach, czekając na kulminacyjny moment. A po przeczytaniu zdecydowanie chcemy więcej - przynajmniej ja, bo sagi jakie by nie były wciągają mnie absulutnie! Jak to dobrze, że Camilla Läckberg jest płodną autorką. Także do dzieła, przed nami jeszcze sześć pozycji! A jesienne wieczory zapowiadają się naprawdę długie…

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 LoliLola , Blogger