Mężczyzna, który się uśmiechał - Henning Mankell

Wydawnictwo WAB
Realizm. To najważniejsza zaleta kryminałów Mankella. Bez wyolbrzymiania. Bez super- bohaterów. Gdy  pada deszcz, to czujemy się przemoczeni do suchej nitki, gdy opisuje ciemność – ciarki przechodzą po plecach. Przedstawiona codzienność nie jest przerysowana, wszystko dzieje się w swoim tempie. Jest i Wallander – główny bohater z licznymi życiowymi problemami i rozterkami. Człowiek z krwi i kości. Z czym przyjdzie zmierzyć się ma tym razem?

Kurt Wallander jest świetnym policjantem. I to wcale nie znaczy, że wie wszystko, jest wysportowany i gotowy oddawać strzały na prawo i lewo. Ma lekką nadwagę, nie może w nocy spać, wypija hektolitry obrzydliwej kawy z posterunkowego automatu i przede wszystkim jest upartym indywidualistą. By rozwikłać dręczący go problem potrafi godzinami wgryzać się w materiały ze śledztwa, dzwonić po współpracownikach w środku nocy z jednym tylko pytaniem i od razu po usłyszeniu odpowiedzi jechać na drugi koniec miasta, tylko dlatego, że ma jakieś niejasne przeczucie (które de facto zazwyczaj okazuje się słuszne). Jest to po prostu odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

Jednak tym razem spotykamy się z nim w innych okolicznościach. Podczas swojego ostatniego śledztwa komisarz znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Podczas pościgu w gęstej skańskiej mgle oddał strzał. I zabił człowieka. Od tego wydarzenia minęło już wiele czasu, dni upływały Kurtowi na zapominaniu… w różny sposób, tego co się stało. Coś się w  nim złamało. Z racji swojego niestabilnego stanu psychicznego dostał zwolnienie lekarskie. Jego ulubionym miejscem stała się plaża, po której mógł odbywać całodzienne wędrówki. Podczas jednej z nich postanawia złożyć wymówienie i rzucić pracę w policji. Wieść szybko się roznosi… ale to oznaczałoby definitywny koniec. A Kurt Wallander nie potrafi robić nic innego.

Przełomowa okazuje się nie tyle wizyta jego starego znajomego adwokata Stena Torstenssona, co jej skutki. Sten opowiada mu o śmierci swojego ojca- z zawodu również adwokata. Zginął on w wypadku samochodowym. Jednak syn uważa, ze to nie był przypadek. Niestety, niezainteresowany komisarz odprawia go z kwitkiem i na nowo pogrąża się w swoim świecie. Do czasu… gdy dowiaduje się iż Sten, krótko po ich rozmowie został zastrzelony w swoim gabinecie. Czy śmierć dwóch adwokatów to tylko przypadek? Jak wyjaśnić te sprawy, gdy materiał dowodowy jest znikomy, a sprawa starszego Torstenssona dawno zamknięta? Wallander wraca na posterunek- dosłownie i w przenośni. Poczuł zew i musi znaleźć odpowiedź: kto? dlaczego? i w jakim celu?

Po powrocie czeka go kilka zmian, przede wszystkim poznaje młodziutką Ann-Britt Höglund. Ambitna policjantka z początku nie przypada mu do gustu, ponieważ jest „tym nowym”, zapowiedzią zmian w policji – a starzy wyjadacze po prostu się tego boją. Z czasem jednak zyskuje w niej lojalnego i błyskotliwego towarzysza. Postać ta  pozwala ukazać w książce, życie nie tylko z męskiego punktu widzenia.

Od początku wiemy, kto stoi z morderstwami dwóch adwokatów. Wydawałoby się, że w takim wypadku powieść będzie nudna, sprawa szybko się rozwiąże i już. Nic bardziej mylnego! Cały kunszt to odkryć prawdę krok po kroku. Mistrzostwo Mankella polega na tym, iż nawet opisując długie, żmudne i nic nie wnoszące przesłuchania, ślepe zaułki, monotonne spotkania – potrafi zrobić to w taki sposób, że z zapartym tchem czekamy na więcej. Nerwy, chwile załamania, błyskotliwe spostrzeżenia i małe sukcesy – tak wygląda prawdziwe śledztwo. I wierzcie mi, nie będziecie znudzeni ani przez chwilę. 

Czytaj dalej »

Zanim przekwitną wiśnie - Aly Cha

Prószyński i S-ka
Książka przedstawia historię pięciu pokoleń japońskich kobiet, które zmagały się ze swoim przeznaczeniem. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy: „to na pewno będzie kolejna opowieść o gejszach”. W sumie nie miałabym nic przeciwko temu, jednak Aly Cha stworzyła zupełnie inny portret Japonek. Odkryjemy świat daleki od luksusów, wypudrowanych twarzy, kokieteryjnego uwodzenia. Drogi opisanych kobiet nie były usłane różami, jednak najważniejsze pytanie brzmi: czy mimo tego były szczęśliwe?

Yuki poznajemy w 1969 roku. Wraz ze swoją matką- Miho, przemierzają drogę z Tokio do Osaki, gdzie mieszkała jej babka- Asako. Na dworze mróz, zawieja, okropne warunki – mimo to idą dalej. Yuki wie, że zostanie przez jakiś czas u babci, bo jej mama musi załatwić kilka spraw, a gdy już w po nią wróci, razem pojadą do Ameryki (gdzie jak wiadomo wszystkim żyje się lepiej). Gdy dochodzi do spotkania tych trzech kobiet, nie ma w nim radości i szczęścia tylko głęboko zakorzeniona rozpacz, żal oraz pośpiech. Miho znika by spełnić swoje przeznaczenie…

Mała Yuki zostaje pod opieką Asako, której życie nie było usłane płatkami róż (czy co byłoby bardziej odpowiednie wiśni). Siedząc całymi nocami, mieląc w młynku soję na tofu rozmyśla o swojej przeszłości i o tym, jak straciła swoją ukochaną córkę. Nie chcąc utracić również wnuczki, pragnie dać jej lepsze życie i wysyła ją do szkoły. Mała gotowa jest spełnić wszystkie przykazania babci, gdyż ta użyła małego podstępu wobec niej. Yuki ma jedno marzenie, by latać, ale nie tak zwyczajnie, tylko za pomocą parasola – jak pani, którą zobaczyła w telewizji. Asako powiedziała jej, ze to życzenie się spełni, jeśli będzie grzeczną, pilną i posłuszną uczennicą.

To między innymi wokół tych trzech kobiet stworzony jest główny wątek. Swój udział mają także matka i babka Asako – Michiko i Chijo. Każda z nich nosi w sobie swój dramat. W sercu jednej jak kolec tkwi poczucie, że jej mąż bardziej kocha córkę niż ją. Druga ubolewa nad swoim życiem służącej stale bitej przez wymagającą właścicielkę pensjonatu. Kolejna nie może pogodzić się z faktem, iż została zgwałcona… Smutne i przejmujące są losy tych pięciu pokoleń. Jednak jak to bywa życie nie jest tylko pasmem samych nieszczęść. Zdarzały się chwile szczęścia, namiętności, prawdziwej miłości.


Wierzenia i tradycje starej Japonii stale przeplatają się na kartach lektury. Przeznaczenie, honor i przesądy kształtują losy bohaterów. Pomimo tego, iż łatwo można się domyślić kolejnych wydarzeń z niecierpliwością czeka się na ciąg dalszy. Czy da się oszukać przeznaczenie albo zmienić swój los? Czy tylko pokornie przyjmować to co nam daje? Tym, co walczą z przeciwnościami dane są chwile szczęścia, biernym pozostaje pochylenie głowy i pokorne przyjmowanie każdego dnia. I choć w lekturze za dużo jest bólu i cierpienia, aż niemożliwe jest, by wszystkie te wydarzenia spadły na te kobiety – warto sięgnąć po „Zanim przekwitną wiśnie”, by poznać świat japońskich kobiet od tej drugiej strony.

Książkę zgłaszam do wyzwań: Nie tylko literatura piękna.

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 LoliLola , Blogger