Dzisiaj
próba recenzji książki niebanalnej. Pewnie jeszcze długo bym po nią nie
sięgnęła, gdyby nie jej okładka (którą dobrze teraz widzicie). Wydawała mi się
zachęcająca, takie żywe, wiosenne kolory. Moje ukochane żonkile. Kierując się
tylko tym obrazem pomyślałam, że będzie to lekka książka o życiu, o miłości, o
codzienności. Opis na rewersie szybko sprowadził mnie na ziemię. Jednak już nie
chciałam jej wypuścić z rąk.
To
pierwsza książka pani Agnieszki, podzielona została na trzy zasadnicze części-
lata. A te z kolei na takie jakby krótkie rozdziały, których jest wiele.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ tej książki nie da się przeczytać jednym
tchem. Każdy z tych małych rozdzialików mógłby stanowić osobną historię – a
jednak tworzą całość, opowieść o wolontariacie autorki w hospicjum. O
codzienności. O życiu. O miłości. O sile i cierpieniu. Nie jest to łatwa
lektura. Każda strona naładowana jest ogromną dawką emocji – nie zawsze tych
pozytywnych. Ciężko jest udźwignąć taki ciężar.
Pani
Agnieszce również nie było lekko. Życie jej nie oszczędzało. Straciła swoją
córeczkę, która żyła kilka dni. Jak można pogodzić się z takim ciosem od losu?
Gdy w hospicjum na raka zmarł jej teść, postanowiła zaangażować się w
jego działalność. Chociaż lepszym stwierdzeniem byłoby „zaangażować się w życie
osób przebywających w hospicjum”. Jak nikt potrafi ich zrozumieć, dotrzeć do
nich, lub po prostu być przy nich. Niby niewiele, a jednak bardzo dużo.
By chociaż trochę zrzucić z siebie ciężar hospicyjnych przeżyć, założyła bloga „zorkownia”.
(To od niego pochodzi nazwa książki. Cały czas umieszczane są tam wpisy –
możecie zajrzeć i mieć przedsmak lektury lub jej kontynuacje). Opisuje w nim
swoje doświadczenia, przemyślenia, codzienność.
Tak
jak napisałam we wstępie jest to tylko próba recenzji. Nieskładna, kanciasta...
Zawartości tej książki nie da się ocenić obiektywnie, gdyż z każdego z nas po
jej przeczytaniu wyjdą inne uczucia.
W
prostych, krótkich zdaniach opisywane są morza, całe oceany emocji. Czasami
wystarczy jedno słowo, by poruszyło czułą strunę. Treść „Zorkowni”
wywleka z nas człowieczeństwo, ból, strach, miłość, wzruszenie, cierpienie, a
także empatię. Myślę, że każdy czytelnik podejdzie do niej trochę inaczej. Nie
mniej jednak, każdy z nas „coś” podczas czytania tej lektury poczuje. Tak samo
jak bohaterowie tych opowieści.
5
paluchów. Zachęcam do zapoznania się z "Zorkownią". Do
otwarcia się na drugiego człowieka i jego historię. Do zatrzymania się na
chwilę i zastanowienia się nad codziennością. Tylko tyle i aż tyle.
Książka
przeczytana w ramach czytelniczych wyzwań: Grunt to okładka oraz Pod
hasłem.
Widzę, że "Zorkownię" poznawałyśmy w tym samym czasie. Piękna, acz bardzo smutna historia, którą zdecydowanie warto poznać.
OdpowiedzUsuńSylwuch to dzięki Tobie zainteresowałam się tą pozycją. Nie wiem jak to możliwe, że wcześniej nic o tym nie słyszałam - ale dopiero od Ciebie dowiedziałam się, że jest coś takiego jak "Zorkownia". Zobaczyłam okładkę i ... wiadomo co było dalej. Dziękuję :)
UsuńSuper, cieszę się, że miałam jakiś wpływ na to, że poznałaś "Zorkownię"!! :)
Usuń