![]() |
Prószyński i S-ka |
Bogaty przedsiębiorca
z Londynu dostaje dziwnego ataku we własnym biurze. Natychmiast
zostaje przewieziony do szpitala, jednak jest już za późno na
ratunek. Rex Fortescue umiera. Szybko okazuje się, że nie był to
ani zawał ani wylew, nic z tego. Otóż pacjent został otruty. I to
nie byle czym - podano mu taksynę. Jest to związek silnie trujący,
występujący w różnych częściach cisu pospolitego. Ten niby nic
nie znaczący fakt nabiera wartości, gdy okazuje się, że zmarły
mieszkał na przedmieściach Londynu w „Domku pod Cisami”. Nasuwa
się jedna myśl: „przypadek?” Nie sądzę...
Do akcji wkracza
inspektor Neele – bardzo inteligentny człowiek, który wykazuje
się nieszablonowym myśleniem. W toku dochodzenia wszystko wskazuje
na to, iż mordercą jest ktoś ze współmieszkańców zmarłego,
lub ktoś ze służby. Policjant skrupulatnie przesłuchuje
wszystkich. Niestety podejrzanych, którzy mieliby motyw, ma aż
nadto. Listę otwiera seksowna żona Rexa – motyw zdrada i chęć
przejęcia pieniędzy. Zaraz za nią znajduje się jeden z synów –
Parcival, jest wspólnikiem w interesach, charakteryzuje się
skąpstwem i zawsze odmiennym zdaniem niż ojciec. Czynnik motywujący
– pozbycie się wspólnika i zagarnięcie firmy oraz całego
majątku. Jego siostra nie jest lepsza, ojciec odrzucił zaloty jej
amanta. Jest rozgoryczona, zakochana i zdesperowana. Przesłanka –
zemsta i spełnienie swojego marzenia o poślubieniu kochanka. Synowa
pana Fortescue, nigdy nie mogła powiedzieć o teściu dobrego słowa,
ponadto nudzi i meczy ją zależność swojego męża od teścia.
Sporo tego, a to jeszcze nie wszyscy! Podejrzanych jest jeszcze kilka
osób. Na szczęście w odpowiedniej chwili z pomocą nadciąga
(bardzo dyskretnie) panna Marple. Znana i lubiana starsza pani, która
ma już na swoim koncie sporo sukcesów detektywistycznych.
Autorka zręcznie
manewruje domysłami czytelnika. Na każdej stronie rzuca nowymi
wskazówkami. Myli tropy. Tworzy coraz więcej możliwości. Tu
intryga goni intrygę. Pomimo tylu zabiegów moim zdaniem napięcie
nie wzrasta z każdą chwilą, ale atmosfera jest wyjątkowa.
Czytelnik może poczuć, że żywo uczestniczy w śledztwie, a to za
sprawą wielu dialogów. I to w nich drzemie siła, Christie ukazuje
jak ważna jest rozmowa, porozumiewanie się i dobre chęci w
kontaktach międzyludzkich. Postacie są barwne i jakby „szyte na
miarę”. Mam tutaj na myśli ich stereotypowość (co wcale nie
przeszkadza w lekturze). Jeden syn jest grzeczny, ułożony,
skrupulatny i oszczędny, drugi dla równowagi to syn marnotrawny,
który trwoni pieniądze i jest żądny przygód. Żona seksbomba i
ciotka świętoszka. Można by długo wymieniać...
„Kieszeń pełna żyta”
to dobra powieść kryminalna. Lekkostrawna bym rzekła. Można ją
łyknąć w jeden wieczór. Finał jest zaskakujący. Królowa
kryminału napisała kolejną książkę, po którą warto sięgnąć
i mieć na półce.
Daję trzy i pół palucha –
nie nudziłam się, czasami pewne odkrycia pojawiały się jak Filip
wyskakujący z konopi i to mnie nieco drażniło, jednak całość
jest na duży plus.
*Recenzja zgłoszona do wyzwania: Pod hasłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz