Chińczyk - Henning Mankell

Wydawnictwo WAB
Książka, która swoją formą zaskakuje. Nie jest stricte kryminałem. Łączy w sobie jego elementy wraz z powieścią obyczajową, niekiedy pamiętnikiem, a także komentarzem do otaczającego nas świata i zachowań międzyludzkich. Opasłe tomisko napisane przez jednego z moich ulubionych pisarzy, to dla mnie nie lada kąsek. Otuliwszy się w polarowy kocyk, z dzbankiem herbaty na podgrzewaczach zabrałam się do lektury.

Początek jest świetny. Intrygujący, w pełni pochłania czytelnika, nie dając mu praktycznie żadnej wskazówki co do rozwiązania zagadki. Oto w bardzo małym miasteczku, zamieszkałym przez kilka rodzin, którego nazwy próżno jest szukać na mapie, rozegrała się straszliwa, wręcz  masakryczna zbrodnia. Zero śladów sprawcy. Cisza dookoła, aż dźwięczy w uszach, gdy pojawia się tu pierwszy patrol policji. W wiosce nie ma śladów życia, nie widać mieszkańców, nie słychać szczekania psów. Po przekroczeniu progu pierwszego domu, oczom policjantów ukazuje się finalny obraz zbrodni – nie należący do przyjemnych widoków. Otóż zamordowano kilkanaście osób i to w sposób bardzo brutalny, wręcz agresywny i bezlitosny. Rozpoczyna się wyścig z czasem, aby wyjaśnić całą sprawę oraz medialna gorączka, gdyż jest to jedno z największych przestępstw w Szwecji.

W tym momencie do opowieści wkrada się nowa postać, sędzia Birgitta Roslin, która jest główną postacią w „Chińczyku”. Przeglądając materiały prasowe odkrywa, że może być spokrewniona z jedną lub dwiema z zamordowanych osób. Nie wiedząc dokładnie czemu, rozpoczyna swoje prywatne śledztwo w sprawie tej masakry. Co dziwne, idzie jej nadzwyczaj pomyślnie. Krok po kroku zbliża się, do coraz bardziej niebezpiecznych dowodów, aż w końcu trafia na ślad Chińczyka, który mógł być bezpośrednio zamieszany w zabójstwa – lub co bardziej pasuje zbiorową egzekucję. Wszystkie drogi tym razem nie prowadzą do Rzymu, lecz do Pekinu, gdzie też udaje się nasza bohaterka. I choć jest coraz bliżej rozwiązania zagadki, nie zdaje sobie sprawy w jakie niebezpieczeństwo się wplątała. A śmierć czyha na każdym rogu, o czym będzie mogła się przekonać…

To tylko krótki opis fabuły. Po całej lekturze muszę powiedzieć, że… jestem rozczarowana. Już pomijam fakt, że na każdej stronie wyglądałam Kurta Wallandera  (chociaż dobrze wiedziałam, że go tu nie znajdę), to jeszcze ledwo co przebrnęłam przez całość. Nie pasowały mi zbyt długie opisy, jak gdyby rozwlekłość tematu. Ponadto, już sam tytuł wiele zdradza, a z każdą stroną praktycznie mamy podane na tacy rozwiązanie. Dlatego też zakończenie w ogóle nie dziwi. Dużo jest opisów problemów nie tylko politycznych, lecz także życiowych, jak chociażby powolny rozpad małżeństwa pani sędzi. Książka, jak już wiele osób powiedziało, stanowi pewien komentarz do dzisiejszego świata. Jednak ja nie tego po niej oczekiwałam.

Jeśli pisarzem jest Mankell to bohaterem musi być Wallander, musi być akcja i napięcie, tajemnica, chwilowe rozterki i żywe uczucia. I fabuła musi być taka, żeby na końcu zakończenie nas zdziwiło.
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 LoliLola , Blogger