Szósta ofiara – Gregg Olsen

Dzisiaj na blogu przedpremierowo recenzja  „Szóstej ofiary” autorstwa Gregga Olsena! 

Premiera odbędzie się jutro (27.01.2015). Dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka miałam okazję zapoznać się z treścią jako jedna z pierwszych - za co dziękuję. 

A teraz do rzeczy, przekonajcie się, czy jest to „przerażający kryminał” na miarę bestsellerowego pisarza. Czy autor „zmrozi nam krew w żyłach” jak zapowiada na okładce Lee Child. Zapraszam.

Choć to nie pierwsza powieść Olsena, nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z jego twórczością, nie znam jego stylu, nawyków literackich – niczego. To tak tytułem wstępu.

„Szósta ofiara” podzielona jest na pięć głównych rozdziałów, każdy opatrzony jest kobiecym imieniem. Jak domyślamy się z tytułu książki imieniem kolejnych ofiar. I to już na wstępie psuje zabawę. Gdy pojawia się nowa postać, mniej więcej wiemy już co ją spotka. Ale po kolei. W małym amerykańskim miasteczku, gdzie zazwyczaj nie dzieje się nic nadzwyczajnego znika kobieta. Jej narzeczony jest zdesperowany, przerażony i pewny, że stało się coś złego. Idzie z tym na policję. Sprawa trafia do detektywów: Kendall Stark i jej partnera Josha Andersona. Rozpoczyna się rutynowe śledztwo, chociaż wszyscy są przekonani, że młoda imigrantka po prostu uciekła z kraju. Wątpliwości szybko się rozmywają, gdy policja otrzymuje kolejne zgłoszenie o zaginięciu, niedługo też odnajdują zmasakrowane ciało kobiety, a dziennikarka  z lokalnej prasy dostaje niepokojące telefony.

Nie będę Wam psuła „zabawy” i na tym etapie pozostawię zarys fabuły. Nie powiem, że jestem zawiedziona ta książką, bo niczego się po niej nie spodziewałam. Jednak czegoś w niej brakuje. Co zirytowało mnie na samym początku już wiecie – rozdziały. Kolejną denerwującą sprawa było dla mnie to, że autor tak naprawdę nie wyznaczył głównego bohatera. Oczywiście, niektóre postacie są dokładniej opisywanie, ich życie osobiste i przemyślenia. Jednak cały czas odnosiłam wrażenie, że Olsen nie może się zdecydować, kto ma grać pierwsze skrzypce. Czy pani detektyw zmagająca się z własną niemocą wobec swojego autystycznego synka? Czy jej partner? Facet już niemłody, który cały czas zbyt mocno wierzy w swój czar i urok osobisty. A może młoda dziennikarka, która szuka swojej szansy na zabłyśnięcie i wybicie się? Pozostaje jeszcze  „ten zły”, jego mroczne występki i seksualne fanaberie... A propo, co też mi się nie spodobało – niemal natychmiast dowiadujemy się, kto stoi za wszystkimi zbrodniami (my wiemy, policja nie, zabójca jest ostrożny i sprytny – klasyczna gra w kotka i myszkę).

Kolejna rzecz to jak gdyby wymuszenie pewnych obrazów, zachowań i dialogów. Dla przykładu, wydaje mi się, że autor na siłę chciał dodać policjantce Stark kłopotów z chorym dzieckiem. Tak naprawdę do niczego to nie prowadziło. Tak samo jest moim zdaniem w przypadku wulgarnych tekstów rzucanych przez oprawcę (o czym przekonacie się już w pierwszym zdaniu), cały czas brzmiały dla mnie sztucznie. Zachowanie niektórych postaci też jest nieracjonalne, a co najgorsze, nie zostało wytłumaczone.

Mało w tym wszystkim było szczegółów pracy policyjnej. Możecie powiedzieć, że to nawet dobrze, ale wcale nie. Cała sprawa wyjaśnia się przez - nie tyle przypadek, co banalne postępowanie i to bynajmniej nie stróżów prawa. 

Książka ma jeden moment, który mnie zaciekawił. Epilog. Odczytałam to jako zapowiedź kontynuacji przygód dotychczasowych bohaterów. Jeśli tak będzie to pewnie po nią sięgnę.

I wyszło, że wypisałam same wady książki... No cóż, łatwiej pisać o przywarach, niż zaletach. Książkę mimo wszystko uznaję za przeciętną. Pomimo moich powyższych wynurzeń nie jest najgorsza. Jest zupełnie przeciętna. Daję 2,5 palucha.
Czytaj dalej »

Zorkownia – Agnieszka Kaluga



Dzisiaj próba recenzji książki niebanalnej. Pewnie jeszcze długo bym po nią nie sięgnęła, gdyby nie jej okładka (którą dobrze teraz widzicie). Wydawała mi się zachęcająca, takie żywe, wiosenne kolory. Moje ukochane żonkile. Kierując się tylko tym obrazem pomyślałam, że będzie to lekka książka o życiu, o miłości, o codzienności. Opis na rewersie szybko sprowadził mnie na ziemię. Jednak już nie chciałam jej wypuścić z rąk.

To pierwsza książka pani Agnieszki, podzielona została na trzy zasadnicze części- lata. A te z kolei na takie jakby krótkie rozdziały, których jest wiele. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ tej książki nie da się przeczytać jednym tchem. Każdy z tych małych rozdzialików mógłby stanowić osobną historię – a jednak tworzą całość, opowieść o wolontariacie autorki w hospicjum. O codzienności. O życiu. O miłości. O sile i cierpieniu. Nie jest to łatwa lektura. Każda strona naładowana jest ogromną dawką emocji – nie zawsze tych pozytywnych. Ciężko jest udźwignąć taki ciężar. 

Pani Agnieszce również nie było lekko. Życie jej nie oszczędzało. Straciła swoją córeczkę, która żyła kilka dni. Jak można pogodzić się z takim ciosem od losu?  Gdy w hospicjum  na raka zmarł jej teść, postanowiła zaangażować się w jego działalność. Chociaż lepszym stwierdzeniem byłoby „zaangażować się w życie osób przebywających w hospicjum”. Jak nikt potrafi ich zrozumieć, dotrzeć do nich, lub po prostu być  przy nich. Niby niewiele, a jednak bardzo dużo. By chociaż trochę zrzucić z siebie ciężar hospicyjnych przeżyć, założyła bloga „zorkownia”. (To od niego pochodzi nazwa książki. Cały czas umieszczane są tam wpisy – możecie zajrzeć i mieć przedsmak lektury lub jej kontynuacje). Opisuje w nim swoje doświadczenia, przemyślenia, codzienność.   

Tak jak napisałam we wstępie jest to tylko próba recenzji. Nieskładna, kanciasta... Zawartości tej książki nie da się ocenić obiektywnie, gdyż z każdego z nas po jej przeczytaniu wyjdą inne uczucia. 

W prostych, krótkich zdaniach opisywane są morza, całe oceany emocji. Czasami wystarczy jedno słowo, by poruszyło czułą strunę. Treść „Zorkowni” wywleka z nas człowieczeństwo, ból, strach, miłość, wzruszenie, cierpienie, a także empatię. Myślę, że każdy czytelnik podejdzie do niej trochę inaczej. Nie mniej jednak, każdy z nas „coś” podczas czytania tej lektury poczuje. Tak samo jak bohaterowie tych opowieści. 

5 paluchów. Zachęcam do zapoznania się z "Zorkownią". Do otwarcia się na drugiego człowieka i jego historię. Do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia się nad codziennością. Tylko tyle i aż tyle.

Książka przeczytana w ramach czytelniczych wyzwań: Grunt to okładka oraz Pod hasłem.


Czytaj dalej »

Nieszczelna sieć - Håkan Nesser

Pierwszą lekturą po jaką sięgnęłam w tym roku jest „Nieszczelna sieć” Nessera. W sumie była pod ręką, a paru znajomych poleciło mi tego autora. W sumie nie trzeba mnie było długo namawiać. Lubię skandynawskich pisarzy i ich twórczość. Jako, że Håkan jest płodnym pisarzem, postanowiłam do tematu podejść systematycznie i chronologicznie – co najmniej raz w miesiącu zrecenzuję jedną pozycję z dorobku Nessera (i mam szczerą nadzieję, że będzie to dobra literatura). Zacznę od cyklu z inspektorem Van Veeteren.

Janek Mattias Mitter nie miał lekkiego i łatwego poranka. Obudził się, nie wiedząc kim jest, męczył go okropny kac, a na sam koniec znalazł w wannie swoją żonę – martwą. Wszystkie dowody wskazują jego winę, nie dość, że był w tym czasie kompletnie pijany, to jeszcze zachowywał się niezrozumiale w oczekiwaniu na policję po którą sam zadzwonił. Śledczy nie mają wątpliwości, że jest winny zbrodni. Jednak on uparcie twierdzi inaczej. Nie ma niczego na swoją obronę, a mimo to nie przyznaje się do morderstwa. Inspektorowi Van Veteren'owi jednak coś się nie zgadza, doszukuje się innego rozwiązania. Jego przypuszczenia potwierdzają się, gdy i skazany zostaje zamordowany. Przypadek?

„Nieszczelna sieć” jest... słaba. Czytanie idzie jak po grudzie. Przez większą część książki są to flaki z olejem. Opisy rzeczywistości, które tak naprawdę nie wprowadzają niczego do powieści. Akcji nie ma prawie w ogóle. Czyta się i czyta... Chciałoby się, aby z każdą stroną rosło napięcie, gęstniała atmosfera, rozpoczęła się pełna emocji pogoń za tym złym – tego tutaj nie znajdziemy. Szybko i łatwo domyślamy się kto jest mordercą. Mało tego - motyw był nie tyle banalny, co oklepany. Główny bohater jest nieogarnięty, mało błyskotliwy i irytujący. Autor chyba chciał stworzyć postać nieprzeciętną, jednak wyszedł mu jedynie gbur. Oj, żeby w następnych powieściach Van Veeteren stał się bardziej ludzki i przystępny.

Przede mną jeszcze sporo pozycji z twórczości Nessera, obawiam się, że jeśli będą trzymały taki „poziom” to nie zrealizuje swojego planu i po prostu przestanę je czytać. W tej pierwszej lekturze nie było niczego chwytliwego, oby w kolejnych coś się pojawiło. Wielbiciele Håkana Nessera przekonajcie mnie do jego twórczości!

„Nieszczelnej sieci” daję jednego palucha. 

Recenzja bierze udział w czytelniczym wyzwaniu: Grunt to okładka.
Czytaj dalej »

Uwaga! To może być miłość – Mhairi McFarlane

Klasyczna powieść o miłości. Zwykła-niezwykła historia brzydkiego kaczątka, które zmieniło się w pięknego łabędzia, poszukującego swojego księcia. Książka lekka i banalna. Jak dla mnie do przeczytania i zapomnienia. Dobrze jednak spełniła swoją rolę, gdyż postanowiłam chwilowo oderwać się od kryminałów. Zresetowałam się i mogę zaczynać od nowa, jednak teraz słów kilka o miłości.

Aureliana w szkole nie była popularna, ani znana, ani w ogóle lubiana. Była gruba, pryszczata i brzydka. Rówieśnicy byli wobec niej bezwzględnie okrutni. Szydzili, wyśmiewali się z niej, dokuczali. Czara goryczy przelała się podczas gali "Twoje Przeboje", gdy chłopak w którym nasza bohaterka nieszczęśliwie ulokowała swoje młodzieńcze uczucia poprosił ją, żeby wystąpili w duecie. Pełna nadziei dziewczyna oczywiście się zgodziła, a podczas wielkiego dnia gorzko się rozczarowała. Gdy wyszła na scenę zorientowała się, że jej miłość ją wystawiła. Mało tego zrobiła z niej pośmiewisko, cała publiczność rzucała w nią słodyczami, wykrzykiwała obelgi i naśmiewała się z jej tuszy.

Od tamtego wydarzenia minęło sporo lat. Aureliana zmieniła nie tylko swoje imię. Obecnie Anna była nie do poznania, dużo schudła, wyładniała. Stała się bardzo atrakcyjną trzydziestodwuletnią kobietą. Miała grupkę przyjaciół i pracę, którą uwielbiała. Jednak wydarzenia z przeszłości stale ją dręczyły. Jej wrogiem numer jeden od pamiętnego przedstawienia była i jest jej szkolna miłość James Fraser. Jej nienawiść do niego ostatnio wzrosła, gdyż istniała szansa, że po tylu latach znów go zobaczy. Zorganizowano bowiem zjazd szkolny, na który Anna wcale nie chciała się wybrać... 

Oczywiście poszła, za namową przyjaciół. I jakież było jej zdziwienie gdy jej oprawca (jak i cała reszta) po prostu jej nie poznał. Mało tego, niedługo po tym wydarzeniu okazało się, ze zmuszona będzie z nim pracować. I jak już się domyślamy (bo historii tego typy jest mnóstwo) z nienawiści rodzi się miłość. Małymi kroczkami bohaterowie poznają się na nowo, zakochują się i żyją długo i szczęśliwie. 

Bla, bla, bla... Lekka lektura. Nie powiem, że przyjemna... Taka sobie obojętna. Historia wydaje się zbyt rozwlekła, niektóre wydarzenia zupełnie niepotrzebnie wplecione, inne z kolei irracjonalne. Wszystko takie stereotypowe, aż do bólu. Anny nie da się nie lubić i na każdym kroku jej dopingujemy, Jamesa z początku nie lubimy za całe zło, które jej wyrządził, by na sam koniec odkryć w nim super faceta. „Uwaga! To może być miłość” to typowy chick-lit, czyli powieść napisana przez kobietę dla kobiet. Opowiadająca historię trzydziestoparoletniej bohaterki zmagającej się z problemami zawodowymi, rodzinnymi itp., która oczywiście poszukuje idealnego partnera. Zdecydowanie powieść nieporywająca i niezobowiązująca.

Daję 1 palucha. Było, minęło. Czas się zabrać za coś lepszego.
Czytaj dalej »

Karty na stół – Agatha Christie

W pokoju siedzą cztery osoby, rozgrywające partyjkę brydża. Nieco dalej przy kominku, grze przygląda się gospodarz spotkania. Tuż za ścianą znajdują się „przedstawiciele prawa” - komisarz, wojskowy, prywatny detektyw i autorka kryminałów. Po godzinie podnosi się raban. Stała się rzecz niesłychana, ktoś zamordował właściciela. Sprawa wydaje się całkiem oczywista, zrobił to ktoś z czwórki siedzącej w tym samym pokoju. Ale kto? Nikt nie chce się przyznać do winy. Czwórce z drugiego pomieszczenia przypada rola „łapsów”. Muszą rozwiązać zagadkę, która okaże się bardziej skomplikowana, niż na to wygląda.

Pan Shitana to postać barwna, kpiąca z życia, nieco diaboliczna i paskudnie bogata. Wyglądem przypomina Mefistofelesa. Uwielbia robić przyjęcia i organizować wystawne obiady. Tym razem na jeden z nich gospodarz wybrał i zaprosił osiem (nieprzypadkowych) osób. Cztery osoby związane z rozwiązywaniem zagadek kryminalnych: detektywa Herculesa Poirota, panią Oliver, pułkownika Race'a, nadinspektora Battle'a oraz cztery osoby, które według niego miały coś na sumieniu: doktora Robertsa, panią Lorrimer, majora Desparda i pannę Meredith. 

Oczywiście dochodzi do zbrodni. Wszyscy są podejrzani. Jednak każdy ma jakieś usprawiedliwienie, wymówkę, alibi. Niby rozwiązanie zagadki nie powinno być trudne. Wszystko się jednak komplikuje, gdyż żaden z podejrzanych nie potrafi (lub nie chce) udzielić odpowiedzi, która wskazałaby na kogoś konkretnego. Mnożą się domysły, oskarżenia i możliwe rozwiązania... Każdy z czwórki przedstawicieli sprawiedliwości ma własną teorię oraz metody śledztwa. Czy dojdą do porozumienia? Czy w końcu uda się wyjaśnić zagadkę?

Jak to bywa w przypadku książek pani Agathy wszystko komplikuje się z minuty na minutę. Intryga goni intrygę. Każdy bohater ma coś do ukrycia, jest czemuś winny. Nigdy nie można być pewnym kto zabił. Tak samo i w tym kryminale niespodzianką jest zakończenie. Książkę czyta się szybko i lekko. Czasami bywa nużąca, aczkolwiek nie aż tak, żeby przestać ją czytać. Bohaterowie są złożonymi postaciami, które potrafią zaskakiwać. Samo śledztwo również jest bardzo interesujące. Mamy czterech „łapsów”, którzy mają zupełnie odmienne metody pracy. Nie będzie dla nikogo tajemnicą gdy wyjawię, iż to oczywiście Poirot rozwiązuje zagadkę. A mordercę (bezbłędnie) typuje tylko na podstawie przeprowadzonych rozmów. Pokazuje jak ważna jest psychologia w tego typu sprawach.

Dam trzy paluchy. Książki Christie czyta się naprawdę bardzo dobrze, są ciekawe – jednak ta nie była porywająca. Lekki kryminał na deser.
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 LoliLola , Blogger