Wydawnictwo W.A.B. |
Rewelacyjny kryminał! I choć po
lekturze „Uwikłania” nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do czytania
kolejnych przygód prokuratora Szackiego, to już po kilku stronach wstępu nie
mogłam się od nich oderwać. Świetna
książka. Już wiem czemu Zygmunt Miłoszewski cieszy się taką sympatią i
popularnością.
Główny bohater – prokurator
Teodor Szacki – trafia do Sandomierza. Miasta pięknego i przyjaznego. Można
powiedzieć, że panują tutaj małomiasteczkowe zwyczaje - każdy zna każdego, nie
zachodzą żadne, interesujące z punktu widzenia wymiaru sprawiedliwości, wydarzenia.
Dla prokuratora wręcz wakacje. Albo nudne flaki z olejem... Szacki ciągle
dochodzi do siebie po rozstaniu z żoną. Wplątuje się w liczne romanse,
chociażby jednorazowe.. Miasto i otoczenie zaczyna go uwierać. Sztywny i zdystansowany
nie może przyzwyczaić się do panujących tu relacji. Wszyscy używają tutaj
zdrobnień, są aż nadto mili, szefowa wpycha w niego kolejne ciasta... od tych
słodkości i braku intymności aż ściska go w żołądku. Mało tego - nie ma
żadnego, absolutnie żadnego ciekawego śledztwa. Co on sobie myślał, sprowadzając się do miasta, w którym na straży prawa stoi
serialowy ojciec Mateusz?
Jednak w końcu coś się wydarzyło.
Coś bardzo niepokojącego. Morderstwo. W dodatku znanej (to oczywiste) i
lubianej (a jakżeby inaczej) działaczki społecznej. Oczywiście była to bliska
przyjaciółka jego koleżanki z prokuratury, więc sprawa trafia do niego. I
Szacki ma nie lada zagadkę do rozwiązania, bo ofiara została pozbawiona życia
specjalistycznym nożem do uboju rytualnego. Odzywają się stare demony
Sandomierza. Strach i ekscytacja zawładnie mieszkańcami. Wróci stara opowieść o
Żydach porywających i zabijających sandomierskie dzieci. Przybędzie kolejnych
trupów. A śladów jest niewiele. Same poszlaki, domysły i odczytywanie ukrytych
znaczeń. A dziennikarze nie śpią, już zwietrzyli świeżą krew i wyruszyli aby
rozpętać medialne piekło.
Książka jest rewelacyjna!
Postacie są barwne i charakterystyczne. W dodatku ludzkie, nie przerysowane.
Każdą z nich moglibyśmy spotkać w prawdziwym życiu. Prokurator Szacki nabrał
charakteru. Jest bardzo wyraźną postacią na długo zapadającą w pamięć.
Bohaterowie drugoplanowi są świetnie dobrani. Każdy z nich odgrywa jakąś rolę.
Akcja jest umiarkowana - nie wlecze się jak ślimak, ale i nie galopuje jak
gazela. Nie ma zrywów. Jednak możemy być pewni, że gdy przyzwyczaimy się do
tempa, ono w tym momencie zacznie przyspieszać. Koniec dobry, nawet bardzo.
W „Ziarnie prawdy” wątek
kryminalny łączy się z obyczajowym. Nie brakuje tutaj zarówno nostalgii jak i
humoru (a trzeba dodać, że Szacki jest fanem raczej tego czarnego i to w wersji
inteligencko-ironicznej). Interesująco przedstawione jest tło powieści. Bardzo
realistycznie, na równi wymieniane są wady i zalety zarówno miasta jak i
społeczności. Miłoszewski nie robi niczego po łebkach. Musiał spędzić naprawdę
dużo czasu na wyszukiwaniu informacji o Sandomierzu historycznym, ówczesnym, o
stosunkach jakie tutaj panowały, zabobonach, o tym, co jest prawdą, a co mitem.
Brawa, brawa dla autora! Jeśli „Gniew” będzie na tym samym poziomie co „Ziarno
prawdy” czeka mnie iscie królewska czytelnicza uczta!
Daje 4,5 palucha. I bardzo
zachęcam do sięgnięcia po tą pozycję, bo to naprawdę dobry kryminał (i to nie
dlatego, że ostatnio zalała mnie fala gniotów i gniocików.. po prostu kawał
rzetelnej roboty!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz