Klasyczna powieść
o miłości. Zwykła-niezwykła historia brzydkiego kaczątka, które
zmieniło się w pięknego łabędzia, poszukującego swojego
księcia. Książka lekka i banalna. Jak dla mnie do przeczytania i
zapomnienia. Dobrze jednak spełniła swoją rolę, gdyż
postanowiłam chwilowo oderwać się od kryminałów. Zresetowałam
się i mogę zaczynać od nowa, jednak teraz słów kilka o miłości.
Aureliana
w szkole nie była popularna, ani znana, ani w ogóle lubiana. Była
gruba, pryszczata i brzydka. Rówieśnicy byli wobec niej bezwzględnie
okrutni. Szydzili, wyśmiewali się z niej, dokuczali. Czara goryczy
przelała się podczas gali "Twoje Przeboje", gdy chłopak w którym nasza
bohaterka nieszczęśliwie ulokowała swoje młodzieńcze uczucia
poprosił ją, żeby wystąpili w duecie. Pełna nadziei dziewczyna
oczywiście się zgodziła, a podczas wielkiego dnia gorzko się
rozczarowała. Gdy wyszła na scenę zorientowała się, że jej
miłość ją wystawiła. Mało tego zrobiła z niej pośmiewisko,
cała publiczność rzucała w nią słodyczami, wykrzykiwała obelgi
i naśmiewała się z jej tuszy.
Od
tamtego wydarzenia minęło sporo lat. Aureliana zmieniła nie tylko
swoje imię. Obecnie Anna była nie do poznania, dużo schudła,
wyładniała. Stała się bardzo atrakcyjną trzydziestodwuletnią
kobietą. Miała grupkę przyjaciół i pracę, którą uwielbiała.
Jednak wydarzenia z przeszłości stale ją dręczyły. Jej wrogiem
numer jeden od pamiętnego przedstawienia była i jest jej szkolna
miłość James Fraser. Jej nienawiść do niego ostatnio wzrosła,
gdyż istniała szansa, że po tylu latach znów go zobaczy.
Zorganizowano bowiem zjazd szkolny, na który Anna wcale nie chciała
się wybrać...
Oczywiście
poszła, za namową przyjaciół. I jakież było jej zdziwienie gdy
jej oprawca (jak i cała reszta) po prostu jej nie poznał. Mało
tego, niedługo po tym wydarzeniu okazało się, ze zmuszona będzie
z nim pracować. I jak już się domyślamy (bo historii tego typy
jest mnóstwo) z nienawiści rodzi się miłość. Małymi kroczkami
bohaterowie poznają się na nowo, zakochują się i żyją długo i
szczęśliwie.
Bla,
bla, bla... Lekka lektura. Nie powiem, że przyjemna... Taka sobie
obojętna. Historia wydaje się zbyt rozwlekła, niektóre wydarzenia
zupełnie niepotrzebnie wplecione, inne z kolei irracjonalne.
Wszystko takie stereotypowe, aż do bólu. Anny nie da się nie lubić
i na każdym kroku jej dopingujemy, Jamesa z początku nie lubimy za
całe zło, które jej wyrządził, by na sam koniec odkryć w nim
super faceta. „Uwaga! To może być miłość” to typowy
chick-lit, czyli powieść napisana przez kobietę dla kobiet.
Opowiadająca historię trzydziestoparoletniej bohaterki zmagającej
się z problemami zawodowymi, rodzinnymi itp., która oczywiście
poszukuje idealnego partnera. Zdecydowanie powieść nieporywająca i
niezobowiązująca.
Daję
1 palucha. Było, minęło. Czas się zabrać za coś lepszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz